Jakiś czas temu, Zuzanna Wiak tak pisała w miesięczniku Eurobuild: „W biurze spędzamy pięć dni w tygodniu po osiem godzin dziennie, a bywa, że znacznie więcej. W pewnym sensie to nasz drugi dom. Dostrzegają to pracodawcy i coraz częściej decydują się na urządzenie w miejscu pracy przestrzeni sprzyjających relaksowi i integracji pracowników.”
Co prawda pod koniec artykułu dowiadujemy się, że w biurach przebywamy coraz rzadziej, co przeczy początkowej tezie, to jednak tekst dotyka bardzo interesującego zjawiska, w dodatku obejmującego znacznie szerszy obszar niż tylko przestrzeń biurowa. Cytowany w artykule polski architekt , Zbigniew Kostrzewa, mówi głównie o funkcjonalności i designie, które są wypadkową pomysłowości architekta i odwagi klienta. Stefan Camenzind, którego pracownia zaprojektowała biura Google w Dublinie, twierdzi, że tu jednak wcale nie chodzi o design:
„Klienci, tacy jak Google, nie szukaj a tak naprawdę designerów. Szukają pracowni, takich jak nasza, które wiedzą jak pracuje się w tego typu firmach, rozumieją ich kulturę i mają świadomość, że środowisko pracy może prowadzić do innowacyjnego myślenia i produktywności. ”
Wtóruje mu Bartosz Juszczyk, dyrektor grupy Agencji Marketingu Zintegrowanego Grupy Adweb, której biura podawane są jako przykład nowoczesnego podejścia do projektowania przestrzeni pracy:
„Przede wszystkim chciałem, by biuro było przyjazne dla ludzi, ergonomiczne i funkcjonalne. Po wtóre – by było atrakcyjne wizualnie, jako powierzchnia kreatywna.”
I tutaj dotykamy sedna sprawy, którą najdobitniej oddają zacytowane w tekście słowa Marissy Mayer, szefowej Yahoo, która zabroniła zatrudnionym pracować z domu: „Musimy być jednością, a to znaczy, że musimy pracować obok siebie. Osoby, które nie będą chciały dostosować się do nowej polityki firmy, zostaną zwolnione.”
Skąd - wobec opowieści o tym, jak w rzeczywistości korporacyjnej ważne jest dobre samopoczucie pracowników, jakie możliwości dają nam nowe technologie, czym jest rozwój zrównoważony i osobista wolność – tak ostra i politycznie niepoprawna postawa?
Otóż, jak przekonują nas autorzy niżej opisanej pozycji, i o czym doskonale wie Marissa Majer, „w społeczeństwach postindustrialnych funkcjonujących w ramach konceptu globalizacji marzenie, że pracować można także na jakiejkolwiek wsi w jakimkolwiek kraju, gdyż i tak się jest globalnie usieciowionym przez tzw. nowe media i jest się mieszkańcem świata, okazało się mrzonką”.
O co więc chodzi?
O PRZESTRZEŃ KREATYWNĄ
Analizę tego zagadnienia możemy znaleźć m.in. w niezwykle ciekawej pracy grupy socjologów posługującej się pseudonimem janKomunkinat, zatytułowanej „Style życia w komunikacji. Komunikacyjna stratyfikacja społeczeństwa.” Jeden z rozdziałów książki poświęcony jest kreatywności i creative class – klasy kreatywnej stanowiącej dzisiaj podstawową siłę napędową systemów społecznych.
Wg autorów opracowania kreatywność jest cechą indywidualną, co oznacza, że kreatywna może być tylko jednostka, a to oznacza, że „to nie grupy, zespoły ludzi, rodziny klasy itp. są źródłem kreatywności, lecz indywidua i ich kumulacje.”
Kim są kreatywni? To osoby wyróżniające się zorientowaniem na technologię, wiedzę i kompetencje, talentem, tolerancją, wyważonym balansem pomiędzy chaosem a porządkiem. Kreatywni zainteresowani są wszystkim, co stwarza im warunki do znajdowania nowych możliwości, tworzenia nowych idei, technologii, rozwiązań, w tym celu potrzebne im jest również kreatywne otoczenie, środowisko zarówno miejskie, urbanistyczne, jak i ideowe.
Hasła, do jakich można sprowadzić lifestyle kreatywnych to m.in.:
- - refleksyjność – tworzenie nowych modeli, bo zmiany są dobre,
- - niekoniecznie negacja, ale filtracja tego, co jest przyjmowane,
- - odkrywczość i nieprzewidywalność,
- - praca w grupie i kooperatywne rozwiązywanie problemów,
- - chęć poznania nowego, spontaniczność,
- - horyzontalny obraz świata – szacunek i partnerstwo.
Co ciekawe kreatywni nie pracują dla pieniędzy. Co prawda sa oczywiście ukierunkowani na uzyskiwanie gratyfikacji, z tą jednak różnicą, że nie jest to prymarny cel pracy, a dokładniej: nie jest to w ogóle cel pracy, lecz jej skutek.
Formacja kreatywna może rozwijać się tylko w mieście, i to w odpowiednim typie miasta – tzw. creative city.
Jan Komunikant określa miasto kreatywne jako: design, sztukę modę, film, teatr, naukę, a wszystkie realizowane w nim innowacje jako posiadające charakter społeczny, komunikacyjny, artystyczny, techniczny i naukowy. To miejsce, gdzie „zanika znaczenie miejsca zamieszkania jako środowiska społecznego. Powstaje społeczeństwo przeżyć (eventów), słabnie przywiązanie do miejsca, znika znaczenie przestrzeni jako otoczenia, ale rośnie znaczenie przestrzeni jako scenerii, w której coś się odbywa.
Architektura miast kreatywnych określana jest mianem architektury solitarnej, gdzie „akcent k ładzie się na spektakularne jednostkowe i jednorazowe budowle jako znaki indywidualne i nie do przeoczenia.”
Skoro więc upadł mit globalnej wioski, a kreatywni są wokół (i wśród!) nas, w dodatku to oni stanowią dzisiaj główny i jedyny kapitał rozwojowy, to naszym, społeczeństwa, zadaniem powinno być zagwarantowanie właściwych warunków dla rozwoju klasy kreatywnej.
Więc do pracy, rodacy! Twórzmy kreatywne przestrzenie i kreatywne miasta. W nich tkwi nasza przyszłość.
Pełne opracowanie cytowanego materiału można pobrać z http://www.dziennikarstwo.uni.wroc.pl/_files/files_publications/komunikacyjna%20stratyfikacja%20spoleczenstwa%20-%20lifestyle.pdf